kwietnia 28, 2014

Frog's smile:)

Frog's smile:)

kwietnia 24, 2014

A dziś czuję się tak!

A dziś czuję się tak!


Bardzo dziękuję za wszystkie przesłane pozytywne myśli i zaciśnięte kciuki. 
Marzenia się spełniają.
Moja nowa droga zawodowa niebawem się rozpocznie.
A ja już nie mogę się doczekać...
Warto wierzyć i myśleć pozytywnie.
Warto próbować i zaczynać od nowa nawet jeśli wszystko dzieje się jakby nie po drodze.
Warto marzyć i co dnia uśmiechać się do swoich marzeń. 
Warto zacząć od siebie.
Warto żyć!.

*warto biegać:)


kwietnia 22, 2014

I po Świętach...

I po Świętach...
Było radośnie.
Było rodzinnie.
Spokojny czas, okraszony uśmiechami i zdaniami wypowiadanymi z prędkością światła.
Nie zabrakło zachwytów i leniwych spacerów. 
Plany wykonane w 100%, a my zakochani w naszym mieście jeszcze mocniej...




kwietnia 17, 2014

Słonecznych i roześmianych dni!

Słonecznych i roześmianych dni!
...życzymy Wam:))




kwietnia 14, 2014

Dobranoc.

Dobranoc.
...all you need...


kwietnia 14, 2014

Jak przyjemnie gdy świat kręci się wokoło:)

Jak przyjemnie gdy świat kręci się wokoło:)
"Świat cały-Ty i Ja.
Ach jak przyjemnie,
że jeszcze tych niedziel,
przed sobą tyle ma."


kwietnia 11, 2014

Świąteczne menu.

Świąteczne menu.
W tym roku krakowskie. 
Nasza wspólne. 
Niespieszne, smaczne i o zgrozo (!) nieco dietetyczne.
Nie będzie przeciążonego stołu, trzech rodzajów mięs i ciast do wyboru do koloru. 
Czas przy 'garach' (choć to lubię bardzo) zamieniam w tym roku na czas z rodziną. 
W postny Wielki Piątek będą śledzie dla Zaślubionego, a śledziowy zapach (którego nie cierpię) będę zagłuszać wypiekiem, który zamierzam popełnić. 
Aż jeden, ale za to wyjątkowy, bo o serniku inaczej powiedzieć się nie da.
Od dawna szukam sernikowej inspiracji  (bo będąc na diecie, wszystko co zawiera czekoladę czy karmel i ma się na to świąteczne zielone światło, musi zaspokoić słodyczowy głód na kolejne tygodnie:).

Moi faworyci:

Wybór jest ciężki, zostawię więc sobie na niego jeszcze kilka dni...
W Wielką Sobotę z bardzo tradycyjnym koszykiem  udamy się do 'zaświęcenia' (made by M.). 
A rankiem udekorujemy (pewnie i również przy okazji wysprzątany na okoliczność świąt dom...) pisanki kolorami tęczy.
W mym śląskim rodzinnym domu w Wielką Sobotę  nadal trwa post (pomimo tego że cały czas się jeszcze gotuje), jedynie po południu wszyscy siadaliśmy razem i dzieliliśmy się święconką, ale dostęp do spiżarni Mamy i tak był mocno ograniczony.
Tą zdrową tradycję przenoszę do Krakowa, dwa dni sielanki na talerzu w zupełności wystarczy.

Wielka Sobota to również czas przygotowań do Wielkanocnego Śniadania i uroczystego obiadu.
Tu chyba nikogo nie zaskoczę pisząc iż śniadanie będzie jajeczne, pachnące szczypiorkiem, świeżym masłem, chlebem i domową wędliną (przygotuję jedynie dodatkowo sałatkę z tuńczykiem i wypróbuję przepis na jakąś pastę).

Wielkanocny Obiad:
Zupa: chyba kolejne zaskoczenie nie będzie żurku (u nas na śląsku nigdy go nie jadaliśmy, a jako że jestem tradycjonalistką...),  po prostu ugotuję zwyczajnie rosół choć w planach z domowym makaronem. 
Danie główne: Pieczeń z indyka faszerowana kaszą z grzybami lub pieczona gęś jeśli takową uda mi się upolować z kolorową sałatą i pieczonymi ziemniakami.
Deser: mus czekoladowy  i czekający w lodówce serniczek:))

W Poniedziałek Wielkanocny wybieramy się na Emaus czyli krakowską formę odpustu na Salwatorze. A tam pewnie przepadniemy:)). 
Obiad więc będzie improwizacją, a że nie marnujemy żywności, opędzlujemy lodówkę do światła.

Poza tym dużo spacerów, wiosennego powietrza i opowieści o tym jak to z tymi
Świętami jest naprawdę...:)


inspiracjeonline.pl



kwietnia 10, 2014

Kwieceiń:)

Kwieceiń:)

Na wstępie dziękuję wszystkim za ogrom pozytywnej energii, zaciśniętych kciuków i wsparcie.
 Mam nadzieję, że ta moc dodająca mi wczoraj pewności siebie, będzie miała znaczący wpływ na pozytywną decyzję ostateczną... na, którą czekam jak na szpilkach.
Analizując słowo po słowie wczorajszą rozmowę, mogłam kilka rzeczy dodać, klika ubrać w inne słowa, ale teraz pozostaje jedynie czekać i wierzyć, że te kilkanaście minut sprawiło, że zapadłam w pamięć, byłam przekonująca i to właśnie moje stopy podążą tą nową, nieznaną ścieżką.
Więc  w oczekiwaniu, korzystając z rezerwuaru dobrej energii zabieram się za świąteczne przygotowania.

Święta w kwietniu, a kwiecień sam w sobie jest mym 'małym' świętem.
Cztery lata temu właśnie w kwietniu dowiedziałam się, że dostałam angaż do roli swojego życia: BYCIA MAMĄ!. 
Pierwszy wspólny kwiecień to długie leniwe spacery, pierwsze zachwyty, uśmiechy, przeczytane książki pod krakowskim niebem (gdy drzemki potrafiły trwać i do setnej strony:).
Drugi to pierwsze kroki, okazywanie uczuć, świadome ma-ma za każdym razem rozczulające mnie do szpiku kości.
Trzeci to czas dialogów, wzmożonego ruchu (obustronnego), stosu nie przeczytanych książek, zaskakujących odkryć i dziecięcej radości.
A ten czwarty pachnie mi rozmiarem 104, wygrzanymi słońcem włosami, rączkami wtopionymi w szyję i zapatrzonym spojrzeniem, w którym odbija się cały świat.

A ja coraz mocniej zdaję sobie sprawę jak ważna jest ta powierzona mi dożywotnio rola, jak trudna i jak niezaprzeczalnie fantastyczna!.




kwietnia 08, 2014

Think positive!.

Think positive!.
Jutro bardzo ważny dla mnie dzień.
Mam nadzieję, że przełomowy. 
Wierzę w to, że będzie przełomowy. 
Wszystko ostatnio zaczyna się układać  w pozytywne brzmienie, w którym jednakże wciąż brakuje tego dopełnienia, najważniejszego dźwięku.
Dźwięku budzika o poranku.
Radości ze wstawania do pracy, zaangażowania w nowe wyzwania, satysfakcji w tworzeniu relacji, zadowolenia u klienta, a przede wszystkim mojej samorealizacji, której bardzo potrzebuje.

Ta praca to połączenie pasji, wykształcenia i doświadczenia, więc czegóż chcieć więcej!.

Na wstępnej rozmowie padło pytanie, czy nie przeszkadza mi to, że praktycznie zaczynam od zera.
Ja nie zacznę od zera, ja rozpocznę nowy rozdział.
Mądrzejsza o wiele doświadczeń.
 
A więc... jutro o 12 proszę o wsparcie, zaciśnięte kciuki i tony pozytywnych myśli. 
Ponieważ...


P.S. Obiecuję że biegać nie przestanę, wieczory będą dla nas:).

kwietnia 05, 2014

When you get to where you wanna go...you're smiling:)

When you get to where you wanna go...you're smiling:)
Od początku...
Typ:
 kanapowiec z przyklejoną książką, nie podbiegający (never) do umykającego MPK, z wieloma (bardzo wieloma) łóżkowymi weekendami na koncie.
Aktywności kanapowca: 
skracanie stóp przy kuchennym blacie w celu wypieku słodkości najczęściej w większości trafiających do właściciela tychże stóp, za czasów licealno-studenckich koncertowe szaleństwa, narty zimą (o tak! za ten sport oddam za darmo tuzin gorących lat), badminton (tato dziękuję za te mecze, które do dziś są wielce emocjonujące), eksploracja górskich szlaków (i tu ukłon w stronę rodziców za cotygodniowe wyprawy z trójką szkrabów, koleją, z plecakiem pełnym bułek z serem), jazda na rowerze (ale jeśli się pochodzi z miejscowości gdzie 95% osób porusza się na dwukołowcach, zamiłowanie jest nie nieuniknione:). 
Kanapowiec jednakże miał przebłysk dokładnie miesiąc temu (bez pięciu dni)... i postanowił biegać.
Oczywiście nie bez powodu, a jakże!. 
Wszystko utknęło jakby w martwym punkcie, ani w tą ani w tamtą. Kiepski sen, samopoczucie, motywacja do robienia czegokolwiek była coraz bliżej tej najniższej z możliwych, a upragniona sukienka wciąż zawieszona na wieszaku wyobraźni. A tymczasem na mieście wróble ćwierkały, że jeśli włożysz buty raz drugi, trzeci i nie poddasz się, jesteś już krok od tego by osiągnąć wszystko. 
I te 'wróble' nie wątpliwie miały racje.
 I tak to się zaczęło...

Otwieram oczy, słońce wpycha się do mieszkania, czuję jak podbiegają 'demotywujące' myśli (że pewnie zimno, że znów zadyszka, która wytrąca z równowagi, że tu i teraz jest tak ciepło i miło), przeganiam je. Wstaję, wkładam buty, stary dres, słuchawki i muzyka zagłuszająca niedogodności organizmu. Biegnę, uśmiecham się, biegnę. Czuję jak z każdym mijanym drzewem gubię frustracje, zmęczenie, niekochane centymetry. Gdy pewnego dnia pojawia się 5 (km) z przodu, puchnę z dumy, zaczynam latać, wolność oplata mnie z całych sił, radość wypełnia każdy zakamarek, a umysł zmienia się w tęcze. 
"To ja, naprawdę ja?"-rzecze umysł. 
Tak, tak, TAK-odpowiadam w myślach.
"Widzę tu wiele marzeń"-rzecze umysł. 
Nie, to już są tylko plany-odpowiadam w myślach.

Co zmieniło bieganie w moim życiu?
śpię o niebo lepiej (wcześniej na najmniejszy szmer dobiegający z łóżeczka M. zrywałam się na równe nogi)
endorfinowe  zapasy na cały dzień
energię potrzebną do rzeczy małych, ale i wielkich
motywację do pracy nad sobą,  emocjami, i umykającym czasem
poczucie własnej wartości, które notuje tendencję zwyżkową
pół godziny dziennie tylko dla siebie
zgubione centymetry jako bardzo miły dodatek

Dodatkowo zmieniłam dietę, jest kolorowo, warzywnie, owocowo, pysznie:)). A efekty...sukienka w rozmiarze mniejszym dziś zakupiona na rozmowę kwalifikacyjną.
  
Kolejny krok kanapowca? 
Półmaraton, choćby nie wiem co:))).

Liczba treningów: 21
Czas trwania: 10g:34m:33s
Dystans: 69,69 km
Średnia prędkość: 6,59 km/h
Spalone kalorie: 5614 kcal

Polecam każdemu, taką pigułkę na wszystkie bolączki!.

P.S. A na Dzień Matki zamiast pudełka z czekoladkami, bardzo chętnie się wybiorę do działu sportowego po wymianę 'starego dresu':))

Na dokładkę kilka zdjęć w przedłużonego pobytu w rodzinne strony (podkreślam przedłużonego, bo nie zabrałam na tę okoliczność moich niebieskich biegówek, co doskwierało najbardziej).




Copyright © 2016 (new) home & happiness , Blogger