maja 23, 2014

Zaległości.

Zaległości.
Weekend minął, a w zasadzie już zaczyna się nowy (!), a ja nadal tkwię ze "starymi" zdjęciami, choć przecież już jutro będzie okazja do całkiem nowych.
Gdyż ponieważ Połówkowy opuszcza nas na całe dwa dni, a my oddamy się bez reszty przemiłym wizytom, dreptaniu po mieście i degustacji naszych ulubionych waniliowych:)).
Co prawda nie uśmiecha się mi (zimnolubnej) podroż samochodem kilkadziesiąt kilometrów, ale czego się nie robi dla dawno nie widzianych i całkiem nie zwykłych ludzi.
A w niedzielę udamy się na  Święto Rodziny na bulwarach wiślanych  (wprawdzie rodzina niekompletna w zestawie 1+1, ale zawsze:).

Pierwsza część zdjęć to migawki z wystawy Klocków Lego mieszczącej się w krakowskiej Futurze i myślę że taki komentarz będzie najwłaściwszy:
nigdy za lego w dzieciństwie nie szalałam, jakieś tam klocki były (była nas trójka w tym starszy brat), ale zwykle niedostępne lub co ciekawsze 'zarezerwowane':). 
Ale po obejrzeniu wszystkim gablot miałam wielką ochotę się 'pobawić':D.

Odwiedziliśmy też w końcu Smoka i jego mieszkanie (choć wysokie obcasy w jego komnatach pełnych pułapek, to nie był zbyt dobry pomysł:). M. była zachwycona bo my Smoka uwielbiamy, jak na prawie rodowitych krakusów przystało!.

Trafiliśmy również na finisz Cracovia Maraton i wzruszyłam się tymi emocjami, determinacją, motywacją i szczęsciem wyrysowanym na każdej zmęczonej twarzy.
Mam nadzieję (wierzę w to!) że i kiedyś ja przekroczę TĄ metę.
Dotąd mówiłam że to moje marzenie taki maraton, teraz już wiem że to CEL.
Prosty i klarowny.
Dziś zakończyłam 10 tydzień z bieganiem, nawet Połówkowy się przyznał że nie do końca wierzył w to że potrwa to dłużej niż kilka dni (wiem, wiem wsparcie najważniejsze:D).
Ale sama się sobie momentami dziwię i jestem z siebie strasznie dumna!.

Pojechaliśmy również pod lotnisko popatrzeć na lądujące tuż nad naszymi głowami maszyny. 
Potem miały być nasze ulubione kurkowe pierogi w Ikeii, ale niestety tak ciężko na nie trafić:/.



























maja 22, 2014

Bo moja Mama&Tata to jest ktoś!

Bo moja Mama&Tata to jest ktoś!
Uwielbiam maj. 
Nie tylko za konwalię, bez, zielony zawrót głowy,  przyjemne ciepło (nie mylić z upałami:) i waniliowe lody niespiesznie jedzone na plantach. 
Uwielbiam maj od lat czterech niezmiennie i chyba z każdym rokiem mocniej za Moje Święto upragnione, wyczekane i cudownie brzmiące.
W tym roku po raz pierwszy starannie przygotowane, z dużą dozą emocji przed i w trakcie.
Patrzyłam i słuchałam mojego małego dzieła życia, a wzruszenie zeszkliło mi wzrok.

Cytując naszą piosenkę: 
"Padam, padam
Tak się cieszę, że Cię mam
Nikomu Cię nie dam
Padam, padam..."



















maja 14, 2014

Gorący czas.

Gorący czas.
Dzień za dniem, weekend za weekendem, a ja najchętniej nie rozpakowywałabym plecaka w oczekiwaniu (niecierpliwym) na kolejny wyjazd. 
Jak ostatnimi laty nieco zrzędziliśmy, że nigdzie się nie ruszamy tak obecnie by z kimś się spotkać muszę zajrzeć w kalendarz(!).
Komunie, wieczory kawalerskie (dla wybranych), przymiarki, śluby, majówki, przedszkolne wystąpienia, odwiedziny dawno nie widzianych...a w tym wszystkim codzienny pęd.
I jak wisienka na torcie nasza M. starająca się na każdym kroku udowodnić że ma rację... tłumaczymy, dyskutujemy (czasem zaciskamy zęby) i ustalamy kompromisy. 
Jeszcze dni kilka, dni parę, a codzienny pęd nabierze innego wymiaru.
Więc póki co wyciskamy jak cytrynę, każdy dzień, jeszcze mocniej, jeszcze bardziej
 (choć dzisiejszy łóżkowy pobyt do 13 też w to wliczamy, bo każdy potrzebuje chwili w słodkim błogostanie 'nicnierobienia':).

Poniżej migawki* weekendowo-komunijne i nasze pierwsze loki, bo jakże by inaczej mogło być skoro Hania ma, a ja nie:)).
A poza tym :"Konwalie tak pięknie kwitną i jest cudownie..."
*Foto. Wiki W.




Copyright © 2016 (new) home & happiness , Blogger