Dzień za dniem, weekend za weekendem, a ja najchętniej nie rozpakowywałabym plecaka w oczekiwaniu (niecierpliwym) na kolejny wyjazd.
Jak ostatnimi laty nieco zrzędziliśmy, że nigdzie się nie ruszamy tak obecnie by z kimś się spotkać muszę zajrzeć w kalendarz(!).
Komunie, wieczory kawalerskie (dla wybranych), przymiarki, śluby, majówki, przedszkolne wystąpienia, odwiedziny dawno nie widzianych...a w tym wszystkim codzienny pęd.
I jak wisienka na torcie nasza M. starająca się na każdym kroku udowodnić że ma rację... tłumaczymy, dyskutujemy (czasem zaciskamy zęby) i ustalamy kompromisy.
Jeszcze dni kilka, dni parę, a codzienny pęd nabierze innego wymiaru.
Więc póki co wyciskamy jak cytrynę, każdy dzień, jeszcze mocniej, jeszcze bardziej
(choć dzisiejszy łóżkowy pobyt do 13 też w to wliczamy, bo każdy potrzebuje chwili w słodkim błogostanie 'nicnierobienia':).
Poniżej migawki* weekendowo-komunijne i nasze pierwsze loki, bo jakże by inaczej mogło być skoro Hania ma, a ja nie:)).
A poza tym :"Konwalie tak pięknie kwitną i jest cudownie..."
*Foto. Wiki W.
Wyglądała przepięknie!
OdpowiedzUsuńDziękujemy!!! Moja chłopczyca w sukience i koniecznie białych rajstopkach:)) a szalała nie zmiennie kilka godzin przywdziewając tu i ówdzie szary kolor.... ku przerażeniu życzliwych "cioć i wujków" dała popis szczęśliwego dzieciństwa:))).
Usuń