kwietnia 05, 2014

When you get to where you wanna go...you're smiling:)

Od początku...
Typ:
 kanapowiec z przyklejoną książką, nie podbiegający (never) do umykającego MPK, z wieloma (bardzo wieloma) łóżkowymi weekendami na koncie.
Aktywności kanapowca: 
skracanie stóp przy kuchennym blacie w celu wypieku słodkości najczęściej w większości trafiających do właściciela tychże stóp, za czasów licealno-studenckich koncertowe szaleństwa, narty zimą (o tak! za ten sport oddam za darmo tuzin gorących lat), badminton (tato dziękuję za te mecze, które do dziś są wielce emocjonujące), eksploracja górskich szlaków (i tu ukłon w stronę rodziców za cotygodniowe wyprawy z trójką szkrabów, koleją, z plecakiem pełnym bułek z serem), jazda na rowerze (ale jeśli się pochodzi z miejscowości gdzie 95% osób porusza się na dwukołowcach, zamiłowanie jest nie nieuniknione:). 
Kanapowiec jednakże miał przebłysk dokładnie miesiąc temu (bez pięciu dni)... i postanowił biegać.
Oczywiście nie bez powodu, a jakże!. 
Wszystko utknęło jakby w martwym punkcie, ani w tą ani w tamtą. Kiepski sen, samopoczucie, motywacja do robienia czegokolwiek była coraz bliżej tej najniższej z możliwych, a upragniona sukienka wciąż zawieszona na wieszaku wyobraźni. A tymczasem na mieście wróble ćwierkały, że jeśli włożysz buty raz drugi, trzeci i nie poddasz się, jesteś już krok od tego by osiągnąć wszystko. 
I te 'wróble' nie wątpliwie miały racje.
 I tak to się zaczęło...

Otwieram oczy, słońce wpycha się do mieszkania, czuję jak podbiegają 'demotywujące' myśli (że pewnie zimno, że znów zadyszka, która wytrąca z równowagi, że tu i teraz jest tak ciepło i miło), przeganiam je. Wstaję, wkładam buty, stary dres, słuchawki i muzyka zagłuszająca niedogodności organizmu. Biegnę, uśmiecham się, biegnę. Czuję jak z każdym mijanym drzewem gubię frustracje, zmęczenie, niekochane centymetry. Gdy pewnego dnia pojawia się 5 (km) z przodu, puchnę z dumy, zaczynam latać, wolność oplata mnie z całych sił, radość wypełnia każdy zakamarek, a umysł zmienia się w tęcze. 
"To ja, naprawdę ja?"-rzecze umysł. 
Tak, tak, TAK-odpowiadam w myślach.
"Widzę tu wiele marzeń"-rzecze umysł. 
Nie, to już są tylko plany-odpowiadam w myślach.

Co zmieniło bieganie w moim życiu?
śpię o niebo lepiej (wcześniej na najmniejszy szmer dobiegający z łóżeczka M. zrywałam się na równe nogi)
endorfinowe  zapasy na cały dzień
energię potrzebną do rzeczy małych, ale i wielkich
motywację do pracy nad sobą,  emocjami, i umykającym czasem
poczucie własnej wartości, które notuje tendencję zwyżkową
pół godziny dziennie tylko dla siebie
zgubione centymetry jako bardzo miły dodatek

Dodatkowo zmieniłam dietę, jest kolorowo, warzywnie, owocowo, pysznie:)). A efekty...sukienka w rozmiarze mniejszym dziś zakupiona na rozmowę kwalifikacyjną.
  
Kolejny krok kanapowca? 
Półmaraton, choćby nie wiem co:))).

Liczba treningów: 21
Czas trwania: 10g:34m:33s
Dystans: 69,69 km
Średnia prędkość: 6,59 km/h
Spalone kalorie: 5614 kcal

Polecam każdemu, taką pigułkę na wszystkie bolączki!.

P.S. A na Dzień Matki zamiast pudełka z czekoladkami, bardzo chętnie się wybiorę do działu sportowego po wymianę 'starego dresu':))

Na dokładkę kilka zdjęć w przedłużonego pobytu w rodzinne strony (podkreślam przedłużonego, bo nie zabrałam na tę okoliczność moich niebieskich biegówek, co doskwierało najbardziej).




3 komentarze:

  1. Super Dominika !!! Ja już do biegania miałam kilka podejść, ale nie wytrwałam i nigdy nie wciągnęło mnie na całego. Trzymam się codziennych ćwiczeń z Ewą Ch.,na przemian z Mell B. i jogą - też znakomicie poprawiają jakość życia. A do biegania się w końcu przekonam, buty są, maraton to moje marzenie teraz mam jeszcze dodatkowo motywację w Twojej osobie, dziękuję :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Och jak mi miło, dziękuję bardzo!:). Ja też miałam kilka podejść, tuzin wymówek (można by post 3x dłuższy o tym napisać), ale ostatnimi czasy dochodzę do wniosku, że do wszystkiego trzeba dojrzeć, trafić na właściwy czas. Ostatnimi czasy wiele się poukładało w mojej głowie, może to dlatego że już za kilka miesięcy kolejna cyferka wskoczy przed 0, a może dlatego że wielu motywatorów zaczęło mnie otaczać i zaczęło mnie to przerażać że ja wciąż stoję w miejscu. Kibicuję i trzymam kciuki, za każdy kilometr i wiatr we włosach!!!.

    OdpowiedzUsuń
  3. To jak będzie się czym pochwalić to się pochwalę :-)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 (new) home & happiness , Blogger